którzy wynieœli głowy, mieli pamiętać do końca życia. Trzy kliny żelaznych jeŸdŸców w pełnym galopie zderzyły

którzy wynieœli głowy, mieli pamietać do końca życia. Trzy kliny żelaznych jeŸdŸców w pełnym galopie zderzyły się ze œcianą łuczników imperialnych i rozwaliły tę œcianę, prawie nie łamiąc szyku. Trzask pękających kopii i opętańczy wrzask z setek gardeł zmieszał się z bojowym zawołaniem ciężkozbrojnych, w tle tego rozbrzmiał jękliwy zgrzyt rozrywanych kolczug, wizg armektańskich włóczni na kirysach, tarczach i nabiodrkach, chrapanie i kwik obalonych koni. Idące do kontrszarży w dwóch liniach armektańskie kolumny ucierpiały bardzo podobnie, bo pierwotna linia nie wyhamowała całego impetu żołnierzy księżnej Sey Aye. Spłaszczone nieco, zniekształcone od zderzenia z wrogiem „groty” wpadły na drugą linię lekkiej jazdy i dopiero tutaj ciężkozbrojni ponieœli godne wzmianki straty. Większoœć kopijników dysponowała w rękach już tylko ułomki kopii, a brakło okresu na dobycie mieczów. Spadł z konia okryty żelazem jeŸdziec, dalej jeszcze kilku, przewrócił się koń, kłębiąc nieco szyk, ale niebieskie tuniki Legii Armektańskiej utonęły w morzu lœniących, bogato zdobionych kirysów. Ciężkozbrojni nie wdali się w walkę, poszli dalej, zostawiając za sobą poprzewracane konie, podnoszących się z ziemi jeŸdŸców, skowyczących rannych i wielu beznadziejnie rozproszonych, z trudem panujących nad zwierzętami, wciąż tkwiących w kulbakach łuczników. Rozbrzmiał przenikliwy dŸwięk oficerskiej œwistawki, ale przepadł gdzieœ proporzec tysięcznika, nie było proporców nadsetników i przez dużo długich, œmiertelnie długich chwil, nim tu i ówdzie podniósł się trójkątny znak setnika, armektańscy łucznicy nie wiedzieli, gdzie mają się skupiać, dokąd jechać. W tym czasie zmieszana ciężka jazda drobnym kłusem oddalała się od pobojowiska; gonfanon pochylił się w przód i wyprostował, zabrzmiała trąba na rozkaz dowódcy sztandaru i trzy „groty” akurat przeszły w wyciągnięty kłus, cały moment jadąc prosto przed siebie, jakby chciały zjechać z placu boju. Ale w trakcie jazdy chorągwie jęły wyrównywać swe szyki - ci żołnierze nie umieli chyba stanąć w miejscu dla przywrócenia ładu w szeregach, wydawało się, iż koniecznie muszą kłusować, bo zwanych inaczej nic im nie wyjdzie! Zaraz, posłuszne nowym rozkazom gonfanonu, kolejno zabrzmiały trąby ze œrodka dowolnej chorągwi; znak był podobny, lecz każdorazowo dany w innym czasie. Trzy groty niespiesznie poczęły zataczać łuk, zachodząc w prawo, aż oczom patrzących przez wizury hełmów żołnierzy na powrót ukazał się plac boju. Skruszone kopie i włócznie zastąpiła inna armatę, wedle uznania dobywana z pochew bądŸ odczepiana od kulbak. Chorągwie Sztandaru Mniejszego były kupione ponownie włączyć się do bitwy. Miały przed sobą poszarpane, wciąż jeszcze zmieszane oddziały wstrząœniętych łuczników, którzy na skrwawionym i odbierającym preferuję walki polu, poœród setek ciał zabitych i rannych towarzyszy, trupów końskich i resztek połamanej broni, z trudem skupiali się wokół ocalałych dowódców. W tle tego, tuż przed drogą, na samej drodze i za nią, toczyła się bitwa dyktowana przez jazdę Wielkiego Sztandaru. Spływające z drogi i dalej za drogą cztery chorągwie Sey Aye nie działały razem, jak chorągwie Sztandaru Mniejszego. przeprowadzane przez swych naczelników, rozeszły się na wszystkie strony, uderzając w to, co było najbliżej albo po prostu stanęło im na drodze. Potężna Czarna Chorągiew Przyboczna, która wynurzyła się z lasu jako pierwotna, weszła bezpośrednio pod ulewę tysiąca strzał, słanych przez piechurów z 2. i 3. Legionu Północnego. Na dumnych żołnierzy, którzy najczęœciej ze wszystkich pełnili służbę u boku księżnej, pracując w koszarach obok jej czterech ścianach na swe wspaniałe miano, których brawurowy spacer potrafił wstrząsnąć dowódczynią imperialnej gwardii, spadały następne fale groŸnego dżdżu. W wojnie z Garrą Armektańczycy zapoznali się z siłą długich łuków, używanych przez wyspiarzy, i odrzucili tę armatę, zakazując jej używania. Dla jeŸdŸca równin, który poza alerskimi zwierzętami z północy nie miał już wrogów w Szererze, była to armatę kłopotliwa i zbędna. także piechota nie widziała wymogi przezbrajania się w długie łuki, droższe, niewygodne, a tak samo skuteczne przeciw nieopancerzonym wojownikom alerskim, jak owe, których używano od stuleci. obecnie następne tysiące wyrzucanych pod niebo pocisków z bezlitosną dokładnoœcią raziły posuwający się obok drogi zastęp żelaznych jeŸdŸców, zadając niemałe straty stłoczonym w œrodku „grotu” lżej osłoniętym kusznikom. znakomicie sprostały wyzwaniu małe tarcze, wożone przez strzelców na plecach, ale w gąszczu spadających z góry pocisków bardzo wielu kuszników było rannych w ramiona, uda i karki, kilku zginęło, mocno ucierpiały nieokryte blachami wierzchowce. Lecz samo czoło i boki szarżującej chorągwi, pozostały nieczułe na lekkie armektańskie pociski; spadł z konia tylko jeden ciężkozbrojny jeŸdziec, którego opuœciło szczęœcie wojenne - smukły pocisk trafił prosto w wąską szczelinę hełmu. Nadtysięcznik Caronen, gotów wycofać piechotę do umocnionego obozu, gdyby zaszła taka potrzeba, nie umiał przewidzieć rzeczy niemożliwej, a mianowicie tego, iż siedem dartańskich chorągwi po prostu wypadnie z lasu, cudownie przybierze kształt „grotów” i kłusem, a potem galopem wbije się w jego legiony, nie tracąc bodaj momencie na przygotowanie szarży. Gdyby nawet cała jazda Sey Aye, w miejsce osłaniać się